Prasa brukowa a cień zbiorowy. Czy można go w niej wytropić?

Jeszcze całkiem niedawno, kiedy wiodłam życie usiłujące odwzorować pewną bajkę, którą odkalkowałam sobie za dzieciaka, oglądając kolorowe reklamy oraz zagraniczne filmy, stroniłam od wszelkich plotkarskich mediów, mając z tyłu głowy nieustannie brzmiące słowa, że „nie wypada tego czytać”. Przyszedł jedank w końcu w moim życiu czas, w którym dotarło do mnie, że prasa brukowa bardzo dobrze, aczkolwiek niezamierzenie, pokazuje nasz społeczny cień zbiorowy.

Zanim jednak pojawiły się  takie wnioski – specjalnie nie interesowałam się tego rodzaju publikacjami. W końcu nie wypadało to wykształconej, singlującej kobiecie z większego miasta, posiadającej w kredycie samochód, mieszkanie oraz ciężko pracującej, by te mierniki sukcesu i szczęścia własnego – utrzymać. Jak wieść gminna niosła: kobiecie niezależnej, przedsiębiorczej, samodzielnej. Takim ludziom nie przystoi wszak żyć życiem innych, zajmować się jakimiś błahymi sprawami: powinni oni koncentrować się na tym, jak osiągnąć sukces (czytaj – w jaki sposób zrobić tak, by ich życie jak najwierniej odwzorowywało to co, zostało wyświetlone na szklanym ekranie).

Kiedyś na pewno napiszę bardziej szczegółowo o niektórych perypetiach ze swojego życia. Teraz wspomnę tylko o tym, że mój „american dream” zdążył się w międzyczasie roztrzaskać w drobny mak, a podróż po wytyczonych społecznie szlakach, zakończyła się w miejscu, w którym odkryłam, jak wielką są one ściemą. Kilka lat zajęło mi nauczenie się, co to znaczy być sobą, ponieważ jeśli jesteś w toku procedowania czyjegoś “filmu” i robisz to co „powinieneś/ powinnaś” by go zrealizować, tak naprawdę nie znasz siebie. Więc kiedy już mogłam sobie pozwolić na odrobinę luksusu i przemyśleć swoje życie, dotarło do mnie wiele rzeczy, które z uwagi na fakt, iż wiecznie byłam zajęta “bardzo ważnymi sprawami”, nie miały szans na to, bym je sobie uświadomiła. Wśród nich było to, że jedną z wrodzonych mi cech jest pewna dociekliwość, analityczność oraz programowo odmienne spojrzenie na świat, którym lubię się dzielić. Najprawdopodobniej stąd też mój wcześniejszy, nieco podświadomy wybór studiów w profesji socjologa. Tam patrzenie w inny sposób na rzeczy oczywiste i potoczne jest podstawą warsztatu pracy!

Zatem kiedy otrząsałam się już powoli z piór prawie korpo – dziuni, robiącej „karierę” w wielkim mieście , coraz mniej zaczęłam cenzurować to co czuję i myślę. Codziennością stały się przemyślenia na temat tego, dlaczego ten świat jest taki pokręcony. Co robię nie tak, skoro niby robię jak trzeba, a czuję się nieszczęśliwa? Dlaczego ludzie patrzą na siebie spod byka i są wobec siebie nawzajem wypełnieni nieżyczliwością? Jaki sens ma ta cała gonitwa? Jak wielu, spośród gąszczu biegających nerwowo ludzi, ma podstawy stwierdzić, że znajdują się w tym punkcie życia, w którym zawsze znaleźć się chcieli? Taki obraz świata wyłonił się przede mną wskutek zarówno własnych doświadczeń, jak również możliwości poświęcenia nieco większej ilości czasu na obserwację tego, co dzieje się w szerszej skali społecznej: zarówno w polityce, jak i w emocjonalnym życiu całego naszego społeczeństwa. Tylko o tym drugim gazeta, tvn czy wp raczej nie wspominają, a jeśli już, to pod innym szyldem – na portalach zajmujących się sprawami…… brukowymi.

Do czego więc przydaje się Pudelek?

Jako społeczeństwo jesteśmy kolektywem – systemem naczyń połączonych na zasadzie samodpodobieństwa, tak jak fraktale. Jeśli coś pojawia się w jakimś jednym jego miejscu, to znaczy, że będzie występować również w innym, pozornie odległym i niezwiązanym. Czyli jeśli pani Królikowska z klatki B wiedzie od dwudziestu pięciu lat spór z panią Nowakowską z klatki A o kwestię, której już dawno nie pamiętają, lecz obie są nadal przekonane o zasadności żywionej do siebie nawzajem niechęci – to nic dziwnego, że pan Kaczyński nie może znaleźć porozumienia z opozycją, a Doda kłóci się z Agnieszką Szulim o napastliwe używanie pistoletu na wodę w toalecie w Chorzowie. Jakkolwiek paranoicznie na pierwszy rzut oka by to nie brzmiało – połączenia i związki tego rodzaju po prostu istnieją, pomimo tego, że tzw. “zdrowy rozsądek” może mieć do nich sceptyczne nastawienie.

Prasa brukowa ujawnia więc informacje, które są emocjonalnie przeżywane przez całe społeczeństwo – obnażają one bowiem zbiorowy cień. W tym momencie powiem też trochę odwrotnie niż zazwyczaj się to przedstawia: kolportowane przez nią treści nie tyle wzbudzają tanią sensację i niepotrzebne emocje,  a odkrywają wewnętrzne, wymagające „emocjonalnego” przepracowania, kolektywne treści (czyli takie kwestie, które dotykają niemal wszystkich jak i każdego z osobna).  Zatem: to nie tyle nieudane emocjonalnie życie Dody samo w sobie wywołuje zainteresowanie: to nasz analogiczny, lecz wyparty (lub uświadamiany a nierozwiązany) problem próbuje zwrócić na siebie uwagę, działając w oparciu o regułę fraktalnego samopodobieństwa. Oto prawdziwy powód, dla którego jej życie emocjonalne jest takie interesujące. To działa trochę tak, jakbyśmy podświadomie obserwowali, jak Doda sobie ze swoim problemem poradzi. Czy coś się w niej już zmieniło na tyle, żeby mogła zacząć wieść z kimś szczęśliwe życie, czy nadal tkwi w niej coś, co jej to uniemożliwia? Wszystko to sprawia, iż jestem zdania, że znajdujące się w takich mediach informacje, mają pewien bardzo konkretny profil i nie chodzi mi tu o rewelacje w rodzaju takich, że ktoś „przypadkowo” odkrył kawałek ciała za dużo. One naprawdę odzwierciedlają głębokie, wyparte społeczne treści- to, czym faktycznie społeczeństwo jest poruszone – a poruszone dlatego, że tkwi w nim coś, co czeka na rozpoznanie, zrozumienie, przepracowanie, być może nawet od setek lat.

Zatem innymi słowy – jeśli nie ma czegoś na Pudelku, w zasadzie można to uznać za informacje i rozważania, które mają ograniczony zasięg. Po granicy między treściami tam zamieszczonymi i tymi których nań brak – można stwierdzić, jak wygląda struktura kolektywnych, emocjonalnych problemów, jak kaształtuje się cień zbiorowy. Nie wyraża się ona w poziomie horyzontalnego skomplikowania samych informacji, lecz ukazuje się poprzez treści, jakie są przerabiane w relacjach między konkretnymi osobami publicznymi lub ich grupami. Wydarzenia ukazujące się nam w przestrzeni publicznej są symptomami tego, co dzieje się w naszych ukrytych, zarówno kolektywnych jak i indywidualnych, obszarach. Z pewnej bardzo szerokiej perspektywy nie ma więc specjalnej różnicy, czy spór toczy się o wolność prasy w sejmie, czy o napaść Dody na Agnieszkę Szulim w Chorzowskiej toalecie. Waśń to waśń. Historia (tu: kłótnia) oraz scenografia (tu: kto i co się spiera)  w jakiej ma ona miejsce, są tylko dla niej tłem.

Pudeleczku, powiedz przecie …

W takim ujęciu, interakcje toczone na publicznym planie, przez figury powszechnie znane i rozpoznawane, służą za pewną kalkę, która pokazuje, co się dzieje na naszym małym, przydomowym podwórku. W jaki sposób sami układamy swoje relacje z najbliższym otoczeniem – mężem, dziećmi, dalszą rodziną, sąsiadami, znajomymi. Nie miałby miejsca obecny spór polityczny między rządem a opozycją, gdyby na tych mniejszych społecznych fraktalach coś nas nie popychało do toczenia analogicznych waśni. Czy ktoś kiedyś przeprowadził rzeczową, głęboką analizę, sięgającą źródeł takich zachowań? Analizę, która nie wywoływałaby bądź to poczucia winy, bądź to nie przerzucała jej na „tych drugich”? Pozwólcie, że sama odpowiem sobie na to pytanie – otóż nie. Nie – gdyż nie można zrozumieć tego jak działa całe społeczeństwo (lub jego fragmenty), jeśli nie rozumiemy, w jaki sposób sami działamy.  Czyli jakie subtelne automatyzmy mamy głęboko zakorzenione w swoim wnętrzu. Ilu z nas to rozumie? Ilu z nas potrafi je rozpoznać? I co najważniejsze – ilu z nas potrafi je skutecznie (czyli u siebie samego) – wyeliminować?

Dodatkową trudnością jest tu więc fakt, że samo zrozumienie nie wystarcza – ponieważ nie da się zmienić siebie w tak fundamentalny sposób na pstryk, poprzez np. powiedzenie sobie, że od dzisiaj już nie będę się z kimś kłócić, bądź też żywić do tego kogoś niechęci. Nie zmienię realnie swojego do tego kogoś nastawienia, jeśli wcześniej nie przekształcę u siebie czegoś na głębokich psychologicznie poziomach. Jeśli nie przyznam się przed sobą do tego, że może jest we mnie coś, co istotne, a o tym nie wiem. Coś, co przeszkadza mi żyć w spokoju samej ze sobą. Bo jeśli mieszka we mnie prawdziwy spokój, to waśń z Nowakowską w ogóle nie powstanie. Nie będzie również sprzyjajacej atmosfery do tego, by rozwijały się takie hece jak dzisiejsze kłótnie rządu z opozycją. Oczywiście w skali społecznej zadziałałoby to tylko wtedy, jeśli dostateczna liczba ludzi byłaby realnie przejawiła taką przemianę – a jest to związane z Pracą nad sobą. Ze rozumieniem siebie – tego jak działam i jaki ma to wpływ na mnie samą/samego oraz najbliższe moje otoczenie.

Wszystko to nie jest łatwe, jednak nie jest niemożliwe. Wymaga dużo pracy, uważności oraz….. gotowości do tego, by pogodzić się z faktem, że świat nie jest do końca taki, jakim go sobie dotąd wyobrażaliśmy. Żyjemy w czasach, w których to co się dzieje dookoła, będzie łamać nasze założenia światopoglądowe w oszałamiającym tempie. Może jest to dobry moment, by dobrze się przyjrzeć, jak one wyglądają i z czego wyrastają? Obserwacja Pudelka może okazać się tu – paradoksalnie – bardzo pomocna.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *