#Dylemat 3: Który wektor zdarzeń wybrać? – historia Melchizedeków

Melchizedekowie to grupa duchów opiekuńczych, która niczym ogrodnicy roślinami – zajmowała się pielęgnacją różnych planet oraz ich systemów. Od jakiegoś czasu ich spojrzenie padało na Equilion – matrycę wieloświatową, która  zgodnie z Pierwotnym Rytmem – była u kresu swego ejugicznego cyklu. Oznaczało to, że pewne sprawy winny były być domknięte – według obowiązującego obiegu Equilainie jako kolektyw powinni szykować się do wejścia na kolejny poziom ewolucji, który wiązałyby się z ascendencją poza czas i przestrzeń planety którą zamieszkiwali.

Tymczasem z jakichś względów dynamika ich rozwoju zdawała się być w opóźnieniu w relacji do rytmu, jaki wyznaczał Pierwotny Czas. Equilia jako czasomaterialne królestwo, rozrastała się horyzontalnie – podbijała coraz nowe terytoria, jednak duch ras zamieszkujących ten świat zdawał się gasnąć. Ludzie koncentrowali się nawet nie tyle na fizycznej materii, co powielaniu treści już sobie znanych i wielokrotnie przeżytych. Wyglądało to trochę jak płyta CD, która zacięła się na jednym z utworów.

 

Starszyzna Equilii , a właściwie jej Menjoski odłam – co prawda właśnie odkryła, że rytmy i cykle planetarne nie związują się w sposób jaki był wskazywany w najstarszych annałach ich bibliotek – jednak z jakiś względów nie zwołano zgromadzania wszystkich Equiliańskich ras, na którym podniesionoby ten temat do publicznej dyskusji. Menojczycy wysłali co prawda zawiadomienia do Wysokiego Pałacu Equilii – jednak ówczesny król (bardzo, bardzo daleki pradziad znanego nam już Arctosa) – zajęty był powiększaniem strefy swoich wpływów na okolicznych planetach i uznał, że menojska depesza nie jest na tyle istotna, żeby się nad nią pochylić.

Jako duchy opiekuńcze, Melchizedkowie na długo przed tym gdy menojczycy wykryli anomalię, wiedzieli że sama planeta Equilion wejdzie na tor kolizyjny z innymi ciałami niebieskimi. Wskutek tego, układ elektromagnetycznych dynamik na poziomie planetarnym doprowadziłby do nieodwracalnych zmian w kodzie genetycznym różnych ras Equilionu – co skazałoby wiele miliardów istnień na ewolucję w świecie dzikim, nieprzewidywalnym – w którym ścieżki ewolucji kończyłyby się nad metaforycznym urwiskiem.

 

Melchizedekowie długo naradzali się co robić, ponieważ byli blisko spokrewnieni z rasami Equlionu. Długo konsultowali swoje pomysły ze swoją Radą Starszych, która nie była entuzjastycznie nastawiona do ich pomysłu o bezpośredniej interwencji.

Wśród Melchizedków nastąpił rozłam – część z nich trzymała się zdania Rady Starszych: inkarnacja w zagrożonym systemie mogła skutkować tym, że śmiałkowie zostaliby ostatecznie uwięzieni w świecie czasu i materii i nie mogliby wrócić w obszar czystego Ducha. Było to tym bardziej ryzykowne, że nikt z nich nie miał doświadczenia w poruszaniu się w tak zdeformowanej materii, jaką w postępie geometrycznym stawał się Equilion. Ich inkarnacje w rozregulowanym wieloświecie, mogły zaowocować trudnymi do przewidzenia konsekwencjami.

Nie mniej inna część podjęła się tej ryzykownej misji. Rasy Equilionu były bowiem ich bardzo bliskimi krewnymi i trudno było im przyjąć, że wiedząc o tym co im zagraża, mieliby stać z założonymi rękami.

Stworzono więc program regeneracyjny – w różnych miejscach Equilionu zaczęli rodzić się Melchizedekowie, których genetyka była bardziej przystosowana do zmieniających się warunków elektromagnetycznych systemów różnych planet. Jednak –  tak jak przewidziała Melchizedkowa Rada Starszych – warunki czasomaterialne Equilionu stawały się mocno nieprzewidywalne. Zakładane scenariusze zdarzeń nie utrzymywały się, ponieważ tworząc misję ratunkową nie przewidziano między innymi tworzenia się sił Młodej Usterii, co bardzo mieszało Melchizedekom w planach i sprawiło, że zostali uwięzieni w biegnących wiele cykli – dramatach. Ich wysoka świadomość oraz udoskonalona genetyka – nie przyniosły oczekiwanego wsparcia. Melchizedekowie, którzy zdecydowali się na misję – utknęli w czasie i przestrzeni, nie mogąc z jednej strony ani dokończyć misji, ani wydostać się poza czasoprzestrzeń. Tym samym Equiliański dramat  zyskał nowych uczestników.

Wydarzenia, które obserwowaliśmy na Menoirze i Equilii, miały miejsce spory czas późnej.  Wiemy już, że przestrzeń tych światów zaczęły toczyć dojmujące wydarzenia. Jak się domyślacie, Melchizedekowie – zarówno wcieleni jak i nie – sporo czasu spędzili na głowieniu się, w jaki sposób wybrnąć z całej tej sytuacji. Po wielu tysiącleciach udało im się wspólnymi siłami i wielkim wysiłkiem skonstruować koło ratunkowe, które miało szansę wszystkich porwanych przez burzę czasomaterialnego chaosu – wyciągnąć na bezpieczny brzeg.

Był to dość skomplikowany proces – a z naszej perspektywy objawił się przepowiednią o bliźniętach mających któregoś dnia położyć kres chaosowi toczącemu Equilion. Jednak… to już zupełnie inna historia 🙂

Jak myślisz – którzy Melchizedekowie mieli rację? Czy warto było podejmować ryzyko ratowania współbraci?

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *